mobile

„Ptaku” zimą wyfrunie za ocean

Maciej Ptaszyński w poprzednich sezonach był filarem LOTOSU Trefla w rozgrywkach Młodej Ligi, wielokrotnie trenował z pierwszą drużyną i kilkukrotnie znajdował się nawet w składzie meczowym żółto-czarnych na spotkania PlusLigi. Na debiut w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce poczeka jednak jeszcze przynajmniej cztery lata, bowiem w grudniu wyruszy do Stanów Zjednoczonych, by realizować swój amerykański sen.

Inf. prasowa LOTOS Trefl Gdańsk
„Ptaku” zimą wyfrunie za ocean

Choć dla wszystkich ludzi związanych z LOTOSEM Treflem od zawsze był „Ptakiem”, niewielu spodziewało się, że Maciek Ptaszyński tak szybko i tak daleko wyfrunie z gdańskiego gniazda. Z żółto-czarnymi barwami związany był od początku swojej przygody z siatkówką, reprezentował je już jako młodzik, a później kadet, junior, gracz II-ligowych rezerw, Młodej Ligi, a także pełnoprawny członek pierwszego zespołu. Obecny okres przygotowawczy rozpoczął z drużyną seniorów i – podobnie jak przed rokiem – dostanie zapewne szansę gry w przedsezonowych sparingach. Trener Andrea Anastasi pytany o to, czy „Ptaku” będzie mógł znaleźć się w składzie na mecze PlusLigi, tak jak kilkukrotnie miało to miejsce w poprzednim sezonie, odpowiedział jednak tajemniczo:

- Nie wiadomo, jak długo Maciek będzie mógł z nami zostać, bo zdaje się, że ma inne plany, nie tyle sportowe, co życiowe.

California dreamin’

Zdolny, czyniący stałe postępy, niespełna 19-letni przyjmujący nie zamierza bynajmniej kończyć przygody z siatkówką. Jego horyzonty sięgają jednak daleko poza sport. Co rzadkie w przypadku wyczynowych zawodników, którzy często muszą przedkładać treningi i wyjazdy ponad obecność na lekcjach i odrabianie zadań domowych, „Ptaku” w pierwszej i drugiej klasie liceum otrzymywał nagrody Prezesa Rady Ministrów dla najlepszego ucznia swojej szkoły. Mimo że mógł kontynuować karierę w LOTOSIE Treflu i miał kilka propozycji z klubów pierwszoligowych, nie chciał wybierać między rozwojem naukowym i sportowym. Znalazł więc rozwiązanie – wyjazd do Stanów Zjednoczonych.

- Ta idea zrodziła się już w ubiegłym roku, kiedy zaczynałem klasę maturalną. Spytałem wówczas trenera Anastasiego, czy uważa, że to dobry pomysł. Zawsze chciałem wyjechać na studia do USA, bo wiedziałem, że to najlepsze miejsce, by łączyć naukę i grę na odpowiednim poziomie. Włoch skontaktował mnie z tamtejszym trenerem, z którym do dziś jestem w kontakcie. Studia w Ameryce były moim marzeniem i szansą na przygodę życia – tłumaczy z entuzjazmem.

Szlaki Ptaszyńskiemu przetarł Ksawery Tomsia. 20-letni atakujący, brat Bereniki, reprezentantki kraju, razem z Maćkiem występował w Treflu w kategoriach młodzieżowych. Później poprzez Kielce oraz grające w Lidze Mistrzów, szwajcarskie Dragons Lugano trafił aż do Los Angeles. Tam rozpoczął naukę na California State University w Northridge (w skrócie CSUN) i polecił „Ptaka” swojemu trenerowi.

- Wysłałem swój filmik, rozmawiałem na Skype z trenerem Jeffem Campbellem, usłyszałem, że szkoleniowcy są mną bardzo zainteresowani. Jeśli zdecyduję się na grę w ich barwach, uczelnia zapewni mi pełne stypendium, obejmujące zakwaterowanie, wyżywienie oraz opłatę za studia i podręczniki. Do NCAA, organizacji zrzeszającej wszystkie uniwersyteckie rozgrywki sportowe, musiałem dostarczyć przetłumaczone oraz oryginalne świadectwa ukończenia liceum i gimnazjum oraz wyniki testów gimnazjalnych i matury. W październiku czeka mnie jeszcze egzamin SAT, czyli swego rodzaju odpowiednik matury, a także międzynarodowy językowy test TOEFL. Zrobię wszystko, żeby zdać je jak najlepiej – wylicza Ptaszyński, który marzy o podjęciu czteroletnich studiów na kierunku International Business.

Party in the USA

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, „Ptaku” w podróż życia wyruszy 27 grudnia. Zarówno rok akademicki, jak i rozgrywki sportowe w Stanach Zjednoczonych startują w październiku. Pierwszym wyzwaniem stojącym przed Maćkiem będzie więc nadrobienie zaległości z pierwszego semestru i zaliczenie zaległych egzaminów. Drugim – wpasowanie się w wizję trenera Jeffa Campbella, głównego szkoleniowca CSUN Matadors.

- System trenowania jest zupełnie inny, słyszałem, że spore różnice dotyczą choćby rozplanowania zajęć na siłowni. Treningi trzeba oczywiście łączyć z zajęciami na uczelni – rano szkoła, później sport. Sportowcy, szczególnie ci z zagranicy, mogą jednak liczyć na specjalną pomoc, gdyby nie radzili sobie z nauką. Jest nawet specjalny budynek wydzielony na „korki”. Studia na kierunku International Business na pewno nie będą należeć do najłatwiejszych, więc liczę na pomoc szczególnie w początkowej fazie mojego pobytu – podkreśla Ptaszyński.

Młody przyjmujący do wyjazdu przygotowywał się od dawna. Nie tylko robił wszystko, by jak najlepiej zdać wspomniane egzaminy, ale też śledził rozgrywki ligi akademickiej, by wiedzieć, czego może się tam spodziewać.

- Tamtejsze drużyny prezentują poziom naszej pierwszej ligi, a może nawet dołu PlusLigi. Dość powiedzieć, że większość amerykańskiej kadry co roku stanowią właśnie gracze z ligi akademickiej, w tym roku w Lidze Światowej grali przecież siatkarze, którzy wciąż uczą się na uniwersytetach. To dobry kierunek dla mnie i mojej przyszłości – nie ma wątpliwości 19-latek.

Reprezentację uczelni stanowią najlepsi gracze, niezależnie od tego, z którego kraju pochodzą, ile mają lat i na którym roku studiują. Członkowie drużyny w trakcie sezonu mają wiele okazji do pokazania swoich umiejętności.

- Liga uniwersytecka składa się z trzech dywizji, a CSUN występuje w pierwszej, razem z bodaj 14 innymi ekipami. W poprzednich rozgrywkach mój przyszły zespół rozegrał 35 meczów, więc czeka mnie solidna dawka grania i spory wysiłek. W Kalifornii jest pięć uczelni i z tymi szkołami mój zespół rozgrywać będzie po dwa spotkania – u siebie i na wyjeździe. Są też mecze z uniwersytetami z bardziej odległych miejsc. Jak wyjaśnił mi Ksawery, w poprzednim sezonie razem z kolegami lecieli np. na Hawaje, ale w nadchodzącym to hawajska uczelnia przylatuje do nich – referuje.

Tu jest jak w domu, chociaż to Ameryka

„Ptaka” czeka więc zupełnie nowy start, w nowym miejscu, daleko od rodzinnego Gdańska. W jego wieku wielu sportowców występuje wprawdzie poza miastem, w którym się wychowali i w którym mają najbliższych, ale czym innym jest wyjazd do innej polskiej miejscowości czy nawet europejskiego kraju, a czym innym – przeprowadzka za „Wielką Wodę”.

- Trochę się denerwuję, wiadomo, czeka na mnie zupełnie inne życie, inni ludzie z inną mentalnością. Miałem już jednak kontakt z wieloma Amerykanami, których poznawałem przy okazji różnych programów językowych, w których uczestniczyłem. To bardzo mili ludzie, kontaktowi, otwarci, lubią pracować w grupie – tak jak i ja. Liczę więc, że się dogadamy – zapowiada optymistycznie.

Prócz swoich zdolności interpersonalnych i przychylności Amerykanów, Ptaszyńskiemu tysiące kilometrów od domu pomagać będzie też wsparcie rodaków. Biało-czerwoni w CSUN Matadors stanowić będą bowiem silną i liczną kolonię.

- Kapitanem drużyny jest Polak, Adam Cieśla. Do tego Ksawery Tomsia i ja, a dołączyć do nas ma kolejny chłopak z Chicago, którego rodzice są Polakami. Byłoby więc nas czterech – wylicza z radością Ptaszyński – Cieszę się, że spotkam tam ludzi mówiących po polsku, dzięki którym proces aklimatyzacji i wprowadzenia w nowe okoliczności powinien pójść mi łatwiej.

Bo i tak damy radę!

Na razie Maciek skupia się na treningach pod okiem Andrei Anastasiego. Musi jednak uważać, by nie stracić… statusu amatora.

- Do grudnia na pewno będę trenować w Gdańsku, prawdopodobnie z zespołem II ligi. Nie wiem, czy będę mógł jednak wystąpić w meczach, musimy sprawdzić amerykańskie procedury. NCAA na podstawie przesłanych dokumentów przyznaje bowiem certyfikat amatorstwa. W ich mniemaniu, żeby móc uprawiać sport w rozgrywkach uniwersyteckich, trzeba być właśnie amatorem i teraz należy ustalić, czy ewentualny występ w ligowym meczu w Polsce w tym sezonie, nie pozbawiłby mnie tego statusu na uczelni. Na pewno jednak do czasu wyjazdu będę trenować z drużyną trenera Pawluna, by utrzymać formę, aby w Ameryce zrobić dobre pierwsze wrażenie i pokazać, że nie trafiam tam przypadkiem – wyjaśnia.

Jest pewien, że wyjazd do Stanów mu się opłaci – zarówno pod względem sportowym, jak i edukacyjnym. A po ukończeniu czteroletnich studiów, z dyplomem prestiżowej uczelni pod pachą oraz bagażem siatkarskich i życiowych doświadczeń, wciąż będzie przecież młodym zawodnikiem z karierą stojącą przed nim otworem.

- Połączę przyjemne z pożytecznym. Po ukończeniu uniwersytetu planuję wrócić do Polski i spróbować swoich sił w pierwszej lidze, a może nawet w PlusLidze. Pewnym jest, że poprawię swoje umiejętności językowe, może uda się zdobyć jakieś amerykańskie certyfikaty, które przecież akceptowane są na całym świecie. Teraz najważniejsze dla mnie jest jednak to, że mogę jednocześnie grać i studiować na najwyższym poziomie – podsumowuje.

Wie, co robi. Pytany o to, czy nie ma wątpliwości, czy jest pewien, że sobie poradzi, czy się nie boi, „Ptaku” każdą odpowiedź kończy zdaniem:

- Damy radę, nie takie rzeczy się robiło!

KOMENTARZE

aktualności

więcej z działu aktualności

sport

więcej z działu sport

kultura i rozrywka

więcej z działu kultura i rozrywka

Drogi i Komunikacja

więcej z działu Drogi i Komunikacja

Kryminalne

więcej z działu Kryminalne

KONKURSY

więcej z działu KONKURSY

Sponsorowane

więcej z działu Sponsorowane

Biznes

więcej z działu Biznes

kulinaria

więcej z działu kulinaria

Zdrowie i Uroda

więcej z działu Zdrowie i Uroda